Śniadanie na skale
„Śniadanie na skale”, czego można się spodziewać po takim tytule? W pierwszej chwili przyszedł mi do głowy romans, jednak dopisek „za każdym człowiekiem idzie jakaś historia, i od niego zależy, co z nią uczyni” sprawił, że na dłużej zatrzymałam się na tą pozycją. Muszę szczerze powiedzieć, iż była to świetna decyzja. Wcześniej nie miałam styczności z twórczością pani Iwony Walczak („Dom złudzeń. Iga” czy „Dom złudzeń. Zosia”), dlatego gdy przeczytałam recenzje jej wcześniejszych książek utwierdziłam się w przekonaniu, że lektura tej to będzie dobrze zagospodarowany czas.
Książka pokazuje, jak bardzo ludzie potrafią być skryci, jak ciężko dotrzeć do nich i jak łatwo źle ocenić kogoś w związku z jego stylem bycia, czy powierzchownością, jednocześnie krzywdząc go. Mnie „Śniadanie na skale” nauczyło, że warto starać się przebić i zaglądać pod grubą fasadę jaką zwykli otaczać się ludzie. Starajmy się patrzeć zawsze głębiej, to że ktoś jest uśmiechnięty, radosny, robi oszałamiającą karierę, wcale nie musi oznaczyć, że jest szczęśliwy, że nie powinien na nic narzekać bo przecież ma pieniądze. Czasami ludzie kreujący się na najbardziej zaradnych, spełnionych, tak naprawdę w środku mają ciężkie przejścia, traumy z dzieciństwa, czy szukają prawdziwej miłości, bliskości w związku, zrozumienia oraz wsparcia drugiej osoby.
I tak w powieści poznajemy losy 7 zupełnie obcych sobie osób. Wydawałoby się: młodzi, piękni i bogaci, a jednak.. wcale nie jest tak pięknie, jak to wszystko wygląda z zewnątrz. 4 kobiety i 3 mężczyzn. Julia – typowa pracownica warszawskiej korporacji, cel kariera, a do tego uzależniona od zabiegów medycyny estetycznej. Tosia – z nią najbardziej się zżyłam, kobieta pracuje w londyńskim City jako finansista, nie ma dla niej życia poza pracą, a może jednak jest, tylko ona sama o tym nie wie? Ewa – żona i matka to przede wszystkim, a do tego dietetyczka w centrum medycznym. Agnieszka – psycholog i politolog, ale zaraz co ona właściwie tu robi? szpieguje? Teraz kilka słów o każdym z panów. Wiktor – zamożny przedsiębiorca, chyba osiągnął już wszystko, tylko co na to jego rodzina i gdzie jest kobieta z którą mógłby dzielić wszystko tak naprawdę, oczywiście nie jest samotny ale może jedna jest sam. Piotr – adwokat, wszystko co ma osiągną ciężką pracą, szanuje ludzi nie zwracając uwagi na ich status społeczny i materialny, tylko co ma to jego żona, dama z wyższej klasy. No i w końcu Marcel właściciel „Raju” gdzie krzyżują się losy naszych bohaterów.
W pewnej chwili, można powiedzieć przełomowej chwili swojego życia, nasi bohaterowie postanawiają odciąć się od życia codziennego, zrobić sobie przerwę. Trafiają na tajemnicze ogłoszenie w gazecie, które zachęca ich do wykupienia turnusu w „Raju” pensjonacie położonym u stóp Śnieżnika. Mimo początkowej niechęci do miejsca i siebie nawzajem, zaczynają się otwierać, rozmawiać a co więcej, nawiązują przyjaźnie. Zobaczcie sami, jak to wszystko potoczy się dalej. Uwierzcie mi, nie pożałujecie!
Wszystkie postaci w powieści stworzone zostały fantastycznie, każda z nich jest inna, a zarazem podobna. Jak pisałam wcześniej moją ulubienicą została Antonina ale nad każdą osobą zatrzymałam się na chwilę, skupiając się na jej przeżyciach i rozterkach. Każda z nich zastała w mojej pamięci na dłużej. Co więcej, uświadomiłam sobie, że wokół nas jest dużo takich Tosiek, Wiktorów, czy Ewek, z którymi może warto bliżej porozmawiać, zainteresować się ich życiem. Oczywiście nie każdy jest od razu nieszczęśliwy, są osoby po prostu spełnione i to jest świetne, nie chce żebyście doszukiwali się w każdym smutku i nieszczęścia, chodzi mi o to, że warto zastanowić się chwilę zanim ocenimy kogoś.
Podsumowując, „Śniadanie na skale” jest świetną powieścią psychologiczną, która zostaje w pamięci na dłużej. Doskonale się ją czyta, jednak nie jest to książka rozrywkowa, ale jednak skłaniająca do refleksji. Polecam ją fanom właśnie takiej literatury oraz tym, którzy mają ochotę na naprawdę dobrą powieść. I jeszcze moja refleksja na koniec: Chyba czas pojechać w góry odnaleźć siebie…