Nie lubi spotkań autorskich w empikach, które nierzadko zlokalizowane są w galeriach handlowych, bo nie ma w nich warunków sprzyjających do rozmowy o książkach. Pierwsze opowiadanie napisała 30 grudnia 1988 r. i wysłała go na ogólnopolski konkurs. Przyrzekła sobie wtedy, że jak wygra, będzie pisała. I wygrała.
Marta Fox, poetka, powieściopisarka i poetka, spotkała się 21.05. w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. prof. E. Wanieka z młodzieżą szkół gimnazjalnych w Ropience, Wojtkówce i ponadgimnazjalnych w Ustrzykach Dolnych (BZSZ im. L. Wałęsy). Jest autorką 40 książek - pisze powieści, opowiadania, wiersze i eseje.
Przyznała, że jej książki są o życiu, sytuacje umiejscowione są tu i teraz, a opisywane przez nią zdarzenia podpowiadają, jak w danych okolicznościach należałoby się zachować. Oczywiście jej książki nie są jedynie dla młodzieży. Mogą je czytać dorośli, a może nawet powinni je czytać, aby zrozumieć młodych.
Marta Fox czytała młodzieży fragmenty swoich książek. Kiedy poprosiła o pytania, padło na początek jedno, ale za to niecodzienne i bardzo osobiste zarazem. Dotyczyło dzieciństwa pisarki, które - jak sama powiedziała gdzieś na początku spotkania - było inne niż dzisiejszych dzieci. A dlaczego inne? Marta Fox była nieco zaskoczona „wyłapaniem” wątku dzieciństwa i zarazem wrażliwością młodego człowieka, który to pytanie zadał. Ale nie unikając odpowiedzi opowiedziała o traumie jaką przeżyła będąc niespełna czteroletnim dzieckiem. Ojciec pisarki walczył w Armii Krajowej, a po wojnie pracował jako górnik, ukrywając swoją przeszłość. Niestety, ktoś go zadenuncjował. Pamięta - choć jej mama niedowierzała, że takie małe dziecko może tak pamiętać - jak z jej ojcem do domu przyszli ubrani w czarne płaszcze dwaj funkcjonariusze SB. I pamięta jak mama żegnała się z tatą i jak bardzo rozpaczała. Ojciec Marty Fox po 1956 roku został zwolniony z aresztu. Na wskutek złego traktowania, niedługo potem zmarł.
Czy pisanie zmieniło życie Marty Fox? Z odpowiedzi pisarki wynika, że tak. Gdy zaczęła pisać, to uświadomiła sobie, że ma sporo na głowie: na utrzymaniu dzieci, praca, dom, gotowanie, zwierzęta, pisanie recenzji teatralnych. - Zrezygnowałam z pracy polonistki w liceum - powiedziała Marta Fox. - Zaryzykowałam. Nie byłam pewna, czy się uda. Co innego jak się ma stałą pensję, a co innego jak żyję się z honorarium. Musiałam sobie założyć dyscyplinę. Pracowałam nad książką w kuchni, która była dla mnie do dyspozycji od 21.30. Międzyczasie przygotowywałam obiad na drugi dzień. Na kuchennym stole napisałam cztery powieści.
Na koniec trwającego prawie godzinę spotkania, zorganizowanego w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki, Marta Fox podpisywała nie tylko swoje książki, ale też kartki z zeszytów uczniowskich. Po spotkaniu w ustrzyckiej bibliotece pojechała na kolejne do Zagórza. WD.